"Legenda" to estetyczna podróż w głąb Pałacu Kultury i Nauki - budowli, która wyrosła lewicowej idei, ale była znakiem dominacji obcego systemu i władzy. Jak każde dzieło architektury przemawia najpierw swoja formą, nawiązującą do największych budowli sakralnych i grobowych (piramida, ziggurat, mauzoleum), jak i tych bliższych mu w czasie amerykańskich drapaczy chmur, wyrosłych z systemu, który trzeba było "dogonić i przegonić". Budowla miała wyrażać siłę, potęgę i ponadczasowe trwanie państwa budowniczych pałacu. Stylistycznie nawiązywała do architektury rzymskiej i włoskiego manieryzmu, w czasach jej budowy wydawano jako wzorniki architektoniczne dzieła Witruwiusza, Palladia i Vignoli. Ale sile i dominacji podporządkowane były architektoniczne sensy, do monumentalnych tarasów nad portykami niebyło dostępu, bo drzwi zakłóciłyby miarowy układ okien. Pałac posiada także swój program ikonograficzny mając wyrażać triumf nauki, racjonalizmu, postępowej kultury oraz internacjonalistycznego braterstwa i równości. Został udekorowany zmonumentalizowanymi attykami inspirowanymi polskim renesansem po to, by dzieło było "socjalistyczne w treści i narodowe w formie". Zaś wprowadzenie ludu do wnętrza pałacu - przybytku sztuki, sportu i nauki, miało być odpłatą za jego wielowiekowe krzywdy.
Wystawie towarzyszy stworzona przez artystów legenda, która w mówi o źródle spełniającym życzenia mieszkańców miasta, fundamencie ich dobrobytu, które skryło się w podziemiach, gdzie do tej pory się znajduje. Według niej pałac jest emanacją marzeń biedaka, który odkrył źródło i przy nim zmarł. Właśnie po tym marzeniu, legendzie o oprowadzają nas artyści w wysublimowany sposób, proponując układ projekcji i fotografii przedstawiających życie budowli z jej własnymi obiegami energii i mediów, którym nie jest potrzebna ludzka obecność. Sensy są budowane nie poprzez cytaty z ikonografii pałacu, ale dokumentację i animację jego mechaniki, konstrukcji oraz wystroju tego bardziej użytkowego (rzędy foteli widowni) jak i bardziej ozdobnego meble (żyrandole). Zdjęcia do filmów były wykonywane także w innych przytłaczających rozmiarami i swoim charakterem budowlach (fortyfikacje, filtry warszawskie, Teatr Wielki).
Filmy i fotografie zajmują się także położeniem i zachowaniem ciał tresowanych, układanych wobec i przez estetyczne ramy budynku nie pozwalającego na lekkość, monumentaklizaujacego detal dydaktycznego kierującego we właściwą stronę myśli i ruch. Fotografie kontrastują wyrazisty ruch modelki z nieruchomym językiem wystroju, jego ornamentu, który do dzisiaj nie zachował ślady swojej ponurej, perswazyjnej siły. Podobnie jest z "ukrzesłowioną" modelką z filmu, znieruchomiałą, o której wewnętrznym życiu świadczy jedynie mruganie oczyma - symptomy taki, jak te które artyści dostrzegają w trwających elementach pałacowych wnętrz. Starają się także dookreślić atmosferę, wpływ jaki wywierają na swoich użytkowników, wykonując animacje rozbudowanych żyrandoli. Jedna z nich ilustrowana jest mówiącą muzyką "Walca nr 2" Szostakowicza. Utworu pobrzmiewającego estetyką muzyki parkowych muszli koncertowych czy bardziej jarmarczną, wesołego miasteczka z karuzelą, grającą wesołe motywy, które jednak przeradzają się w opuszczenie i vanitas. Muzyka towarzysząca projekcji dobrze oddaje dylematy twórcy wynoszonego bardzo wysoko a później krytykowanego i w niełasce, który próbuje przekazywać sensy przeciwne oficjalnej, fasadowej wesołości i lekkości.
Filmy pokazują niebezpieczną wędrówkę we wnętrznościach równie przytłaczających jak antyczne podziemia z "Carceri" Piranesiego, miejsca niemal przeklęte ostateczny wyraz dominacji i przeznaczenie buntujących się jednostek. Ostatecznie znajdujemy się w kolejnym pomniku ludzkiego zamachu, próby zmiany życia i świata, zbudowania ich wokół quasi religijnej teorii. Fakt, że jesteśmy w pewien sposób eksploratorami zwiedzającymi opuszczone miejsca przypomina że oparta monumentalnej technologii dominacja nie jest trwała.
Trwałe wydaje się niepozorne źródło gdzieś w głębinach, które spokojnie zasila wodą marzenie o bardziej egalitarnym świecie. Jakby powrót do jego energii dawał nam zupełnie inną podstawę do własnego rozwoju niż to, co dziedziczymy i powielamy w architekturze będącej pomnikiem instytucji, potwierdzającej i utrwalającej stosunki społeczne panujące wśród jej budowniczych.
Krzysztof Żwirblis