Jak daleko leży prawda od fikcji? Granicę tę swobodnie przesuwam. Czy to, co wyobrażone, przywiezione zza tej granicy, nie wygląda jak prawdziwe? Czy obiektywne fakty przemienione w materię sztuki nie zostają przez nią zuniwersalizowane lub wręcz zmitologizowane? Rzeczywistość moich fotografii buduję poprzez analogię do świata rzeczywistego, jednocześnie wykorzystując plastyczny potencjał narzędzi. Nie bronię się przed łamaniem zasad, a wręcz świadomie uwydatniam pęknięcia w świecie przedstawionym. Chcę, żeby widz się gubił, tracił rozeznanie, gdzie kończy się wartość dokumentalna fotografii, a gdzie zaczyna się kreacja. Bohaterem swoich prac czynię człowieka, twórcę świata mitów i sprawcę zdarzeń. Zazwyczaj przed obiektywem stawiam siebie. Przyjmuję rolę matki, bogini, czy mistrzyni olimpijskiej, za każdym razem afirmując kolejne wcielenia kobiecości, skupiam się na sile i wrażliwości swoich bohaterek. Ale nie tylko. Dotykając problemu cielesności szukam alternatywy dla niewygodnych faktów i niekomfortowych pozycji. Ciało jako źródło cierpień, ale i przyjemności, jest obecne, prawdziwe, niewyretuszowane. Reszta zostaje do niego dopisana. To nie ciało gości w różnych scenografiach, to otoczenie dopasowuje się do kolejnych wcieleń. Istnienie odbywa się poza kategorią czasu, ale to nie pozbawia go autentyczności.
Jeśli mierzę się z historią, to poddaję ją subiektywnej korekcie, przeprowadzam w świat wyobrażeń. Fotografuję również swoją rodzinę, podejmując temat bliskości oraz związanej z nią cielesności, a także relacji i wynikających z nich obciążeń. Choć najczęściej pracuję za obiektywem, mentalnie pozostaję malarką. Traktuję fotografię jako narzędzie (podobnie jak instalację, performance, video, czy rysunek).